Czarny
samochód sunął głównymi ulicami stolicy Japonii. Mężczyzna znajdujący się w
środku samochodu uważnie lustrował infrastrukturę miasta, w którym się
wychował. Kruczowłosy mężczyzna mógłby przysiąść, że Tokio prawie wcale się nie
zmieniło od jego ostatniej wizyty, nie licząc kilku małych detali. Jednak w
samochodzie nie przebywał sam, wraz z nim była jeszcze dwójka ludzi. Jego
przyjaciele. Kobieta i mężczyzna, którzy
nie byli tylko partnerami w pracy, byli również partnerami życiowymi.
-
Zrobiliśmy tak, jak powiedziałeś, ale czy to trochę nie za wcześnie na twój
przylot? - zapytała niebieskowłosa kobieta.
- Niech
mój braciszek myśli dalej, że wracam dopiero za dwa miesiące. Chce go troche
poobserwować. - wyjaśnił starszy brat Sasuke.
- Wiesz,
że nie będzie łatwo zrobić to, co planujesz? Zwłaszcza że Madara nie wypuści
Sasuke tak łatwo ze swoich rąk. - dopowiedział Pain, na co Itachi przytaknął
zgadzając się tym samym z przyjacielem. Madara prędzej czy później dowie się,
że jego starszy bratanek wrócił do kraju i z pewnością nie będzie zadowolony z
tego powodu. Jednak to nie Madara, a Sasuke w tej chwili jest powodem do obaw.
Sasuke, który nie do końca zna całą prawde na temat śmierci ich rodziców.
Sasuke, któremu ponakładano wiele kłamstw do głowy, odkąd opuścił sierociniec.
Samochód
zatrzymał się na czerwonym świetle. Do ich celu pozostało zaledwie pietnaście
minut. Itachi ponownie wyjrzał przez przyciemnioną szybę i niespodziewanie
ujrzal coś, co go zaniepokoiło. Światła po raz kolejny zaczęły się zmieniać na
kolor zielony. W tej samej chwili Itachi otworzył drzwi auta i szybko opuścił
pojazd mechaniczny.
- Itachi!
- krzyknęła Konan, dostrzegając wyczyn kruczowłosego. Pain, który prowadził
samochód, zatrzymał się na niedalekim poboczu, po czym wraz z dziewczyną
ruszyli w biegu za przyjacielem, nie majac pojęcia, co spowodowało ową reakcję
Itachiego. W międzyczasie Uchiha dobiegł właśnie do jednej z wąskich uliczek
niedaleko stacji metra.
- Radzę
wam ją zostawić! - krzyknął, a jego donośny głos rozniósł się z echem. Tuż
przed nim, różowowłosa próbowała bronić się przed trzema oprawcami. Jednak
napastnicy byli o wiele silniejsi niż ona. Dodatkowo było ich trzech, a ona
jedna. Nieznana Itachiemu nastolatka klęczała w tej chwili na ziemi. Z jej policzka
sączyła się krew. Napastnicy musieli nieźle ją poturbować, gdyż na jej ciele
już można było dostrzec liczne siniaki.
Trójka
napastników, słysząc nieznajomy głos, odwróciła się ku kruczowłosemu. Nie byli
za bardzo zadowoleni z tego, że ktoś im przerwał. Na ich twarzach zawitały
nieprzyjemne uśmieszki, po czym chwycili za metalowe rurki, które znajdowały
się tuż obok nich. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyli na Uchihe.
W tej samej chwili tuż za
kruczowowłosym pojawił się Pain wraz z Konan. Niebieskowłosa z zaskoczeniem
wymieniła spojrzenie wraz ze swoim chłopakiem. Mimo iż dziewczyna, która
klęczała kilka metrów przed nimi, była posiniaczona i poturbowana, nie było
mowy o pomyłce, mimo iż widzieli ją tylko raz na dodatek w towarzystwie
młodszego brata Itachi’ego, znali ją.
Kruczowłosy widząc, że
napastnicy nastolatki nie tracą czasu, podwinął szybko swe rękawy i czekał na
pierwszy ruch z ich strony. Widząc jak metalowa rurka leci tuż w jego stronę,
złapał ją a następnie wyrwał z dłoni jednego z oprawców. Tuż obok niego pojawił
się Pain, który również dołączył się do walki. W ciągu zaledwie pięciu minut,
trójka napastników leżała na ziemi, półprzytomna. Itachi, który przycisnął
swoją nogą jednego z nich, kątem oka spojrzał w stronę różowowłosej. Odetchnął
z ulgą, widząc że Konan jest przy niej od jakiegoś czasu. Jednak gdy tylko
podniósł się, nastolatka straciła przytomność, a jej ciało upadło prosto w
ramiona niebieskowłosej.
- Trzeba
zabrać ją do szpitala. - oznajmił Itachi, który właśnie zmierzał w kierunku
dwóch dziewczyn, a następnie wziął różowowłosą na ręce.
- A z nimi
co? - spytała Konan, również podnosząc się z ziemi.
- Gdy się
obudzą, będą znajdować się już w celi na komisariacie policji. - oznajmił srogo
Pain, a w jego dłoni znajdowała się komórka z wybranym już numerem na
najbliższy komisariat.
Itachi nie chcąc tracić
czasu, zaczął kierować się w stronę samochodu, cały czas trzymając na swych
rękach nieprzytomną nastolatkę. Tuż obok niego szła Konan wraz z Pain’em, który
już załatwił sprawę z policją. Niebieskowłosa podbiegła bliżej auta, otwierając
tylnie drzwi, by Itachi mógł położyć na nich nastolatkę. Dopiero teraz
kruczowłosy, dostrzegł logo Liścia, na jej szkolnym mundurku.
- Konoha.
- mruknął cicho pod nosem. Jeden niby zwykły znaczek, a przywrócił wiele
wspomnień.
Będąc już w samochodzie,
Konan nie chciała trzymać tożsamości dziewczyny w tajemnicy przed Uchihą,
dlatego też postanowiła się odezwać.
- Nazywa
się Sakura. Nazwiska nie znamy. - Itachi spojrzał na dwójkę przyjaciół
znajdujących się z przodu samochodu.
-
Sakura... pasuje jej to imię. - powiedział kruczowłosy, odgarniając delikatnie
kosmyk włosów z jej twarzy.
- To nie
wszystko. - dopowiedział Pain. - Ona zna
Sasuke. Ponoć bardzo dobrze.
-
Dziewczyna? - spytał Itachi, na co Konan wraz z brązowowłosym wzruszyli jedynie
ramionami.
- Ich
relacje wyglądały na bardzo skomplikowane. - wyjaśniła niebieskowłosa. -
Aczkolwiek Sasori’emu też się ona podoba, mimo iż sam ci się do tego nie
przyzna. - Powiedziała ze śmiechem w głosie.
-
Zapowiada się ciekawie. - odparł Uchiha, a na jego twarzy zawitał szczery
uśmiech.
-
Dojeżdżamy. - powiedział po chwili Pain, wjeżdżając na parking. Itachi
przytaknął.
-
Poczekajcie tutaj, zaniosę ją na izbę przyjęć. Jak upewnię się, że wszystko z
nią w porządku, wrócę. - powiedział, wychodząc z auta i kierując się na drugą
stronę samochodu, z której ostrożnie wyciągnął nadal nieprzytomną Sakurę.
O dziwo w izbie przyjęć nie
było aż tyle osób. Nagle ku niemu podbiegła pielęgniarka w krótkich ciemnych
włosach.
- Co się
stało? - zapytała szybko, a następnie przyłożyła stetoskop do jej płuc.
- Ktoś ją
pobił. Znalazłem ją na ulicy. - wyjaśnił również szybko.
- Proszę
za mną! - rozkazała i skierowała się ku najbliższemu łóżku na izbie przyjęć.
Itachi chcąc położyć
różowowłosą na szpitalnym łóżku, niespodziewanie natknął się na drobną
przeszkodę. Nastolatka jedną ze swoich dłoni kurczowo trzymała się za jego
koszule. Uchiha delikatnie rozluźnił jej dłoń, którą następnie ułożył wzdłuż
jej torsu.
- Długo
jest nieprzytomna? - zapytała, wyciągając drobną latareczkę, po czym rozchyliła
powieki różowowłosej i zaczęła jej świecić po szamaragdowych oczach.
- Od jakiś
dziesięciu minut. - odpowiedział, na co pielęgniarka przytaknęła.
- Proszę
poczekać w poczekalni. Zaraz do pana wyjdę. - dodała po chwili.
Itachi zrobił tak, jak
powiedziała. Wyszedł za parawan i usiadł w najbliższej poczekalni, czekając, aż
pielęgniarka bądź jakiś lekarz udzieli mu informacji na temat stanu zdrowia
znajomej jego brata. Swoją głowę oparł na dłoni, palcami zaczął uderzać o swoją
nogą, niecierpliwiąc się. Po kilku kolejnych minutach dostrzegł dobrze znaną
sobie postać, kierującą się akurat w jego stronę. Kruczowłosy przeklnął cicho
pod nosem. To nie czas i miejsce na takie spotkanie.
- Chodź ze
mną. - powiedziała srogo wysoka blondwłosa kobieta. Uchiha niechętnie poszedł
za nią do jej gabinetu, który znajdował się niedaleko parawanu, za którym
przebywała Sakura.
- Nic jej
nie jest, Tsunade? - zapytał, gdy tylko białe drzwi zamknęły się za nim.
- Wiesz
kim ona jest? - spytała kobieta, zasiadając za swoim biurkiem.
- Imię
znam, ale jej nie. - odpowiedział, na co Tsunade zlusstrowała go bardzo
dokładnie. - Możesz mi powiedzieć czy wszystko z nią wporządku? - ponowił swe
pytanie.
- Czemu
cię to interesuje? - zapytała bardzo ciekawym tonem. Gdy dostrzegła kilka minut
temu, jak Shizune zajmuje się nieprzytomną Sakurą, coś w niej się zagotowowało.
Nie podobało jej się to wszystko.
- Ponieważ
to ja zauważyłem jak trzech dupków ją biło w jednej z uliczek, to ja ją
uratowałem i przywiozłem tutaj! - warknął złowrogo. - Skąd w ogóle to pytanie?
– zapytał, nie zmieniając tonu głosu.
- Po kilku
latach wracasz do kraju, a ona ląduje w szpitalu. - powiedziała ze stoickim
spokojem.
- Kim ona
w ogóle jest? - zapytał, przeczuwając, że coś większego kryje się za
wypowiedzią Tsunade.
- Sakura
Haruno. Wiesz co łączy jej rodzinę z twoją? - spytała retorycznie. – To, że
data śmierci twoich i Sasuke rodziców jest taka sama jak data śmierci jej rodziców.
Itachi
zamarł na chwile. Pamiętał jak kiedyś przeglądał stare gazety, w poszukiwaniu
wszystkich wzmianek na temat śmierci, czy raczej morderstwa jego rodziców, i
przez przypadek natknął się również na jedną wzmiankę na temat śmierci pary
dziennikarzy w wypadku samochodowym, z którego żywo wyszła jedynie ich
kilkuletnia córka.
- Jej
rodzice dotarli do pewnych informacji, które mogłyby zaszkodzić twojemu wujowi
na dobre. Do końca życia nie ujrzałby już świata innego niż więzienie. Madara
boi się, iż to niczego nieświadoma Sakura jest w posiadaniu tych dokumentów.
Cały czas po śmierci jej rodziców obserwował ją, nawet gdy opuściła niedawno
sierociniec, kurator którego miała, był jego. Dlatego też od wczorajszego dnia
ja jestem jej opiekunem. I nagle dzisiaj wieczorem ona ląduje na izbie przyjęć.
- powiedziała.
Itachi westchnął ciężko – już rozumiał.
- Zapewniam cię, że tamci gnoje nie byli wysłani
przez Madare, on wysłałby swoich osiłków, a nie osób starszych może rok albo
dwa niż Sakura. A ja tym bardziej nie mam nic z tym wspólnego. I zapewniam cię,
że Sakurze nie spadnie już włos z głowy, sam tego dopilnuje. Wróciłem do
Japonii nie jako kolejny pionek mojego wuja, ale jako osoba która planuje
wsadzić go za kratki do ostatnich jego dni. - wyjaśnił, po czym skierował się w
stronę wyjścia z gabinetu. Na twarzy
Tsunade, zawitał drobny uśmiech. O dziwo wierzyła w słowa kruczowłosego.
- Itachi.
- zawołała. Uchiha spojrzał przez ramię na blondwłosą. - Nic jej nie będzie.
Straciła przytomność ze zmęczenia. - kruczowłosy skinął, również z uśmiechem, i
opuścił gabinet a następnie szpital, w którym ordynatorem była Tsunade.
Ayumi próbowała dodzwonić
się przez cały wieczór do Sakury, jednak nikt nie odpowiadał. Zostawiła z setke
wiadomości na poczcie głosowej, do tego błagające sms’y by odebrała swój
telefon. Jednak nic nie przyniosło skutku. Sakura nadal nie odbierała telefonu.
Ayumi po kilku godzinach wiszenia na telefonie, zasnęła na łożku z komórką przy
uchu. Po zaledwie kilku godzinach snu, wstała z nadzieją, iż różowowłosa dała
jakiś znak życia, jednak jej nadzieja była żmudna. Nie jedząc śniadania i nie
czekając na swojego kuzyna, udała się do szkoły, mając nadzieję, że tam ją
zastanie. Jednak gdy pierwszy dzwonek zadzwonił, zwiastujący rozpoczynajace się
lekcje, jej nadal nie było. A Sakura nie jest osobą spóźniającą się na lekcje.
Zielone oczy Ayumi, cały czas były skierowane w stronę drzwi, czekając tylko,
aż Haruno wejdzie do klasy. Aczkowiek Sakura nie pojawiła się na żadnej lekcji.
Gdy zadzwonił ostatni dzwonek czerwonowłosa nadal go nie usłyszała tylko nadal
siedziała przy swojej ławce, z głową położoną na drewnianym blacie.
- Ej,
Ayumi, co jest? - spytał Naruto, podchodząc do niej wraz z Nakatsu.
- Nic. -
mruknęła.
- Zawsze
za kobiecym „nic” kryje się coś więcej. - dopowiedział szatyn.
- Nie
wymądrzaj się, Nakatsu. - odparła zła Ayumi, po czym wrzuciła swoje książki do
torby i skierowała się w stronę wyjścia z klasy.
- Ej, co
jej jest? - zapytał Naruto przyjaciela, drapiąc się przy okazji po głowie.
Nakatsu wzruszył jedynie ramionami w oznace kompletnej niewiedzy. Pierwszy raz
widzieli, by Hamasaki zachowywała się w taki sposób. Jednak nagle,
czerwonowłosa zatrzymała się przy drzwiach.
- Tak przy
okazji, zagram z wami w niedziele. - powiedziała, nie spoglądając w ogóle na
nich, po czym opuściła klase.
Naruto usłyszawszy
wypowiedziane przez Ayumi zdanie, krzyknął ze szczęścia, a następnie rzucił się
szatynowi na szyję.
- Nakatsu!
Jesteśmy uratowani! - krzyczał ze szczęścia.
- Też się
cieszę, ale nie musisz wrzeszczeć mi do ucha! - odkrzyknął dwa razy głośniej
Otsuri. - W ogóle czy dzisiaj nie masz korepetycji z Hinatą? - spytał wskazując
na zegarek.
Naruto jak oparzony oderwał
się od przyjaciela, i popędził w stronę drzwi, mrucząc pod nosem, że Jiraya go
zabije.
Ayumi doskanale słyszała jak
Naruto cieszy się z jej decyzji, dotyczącej kilku następnych meczy. Jednak nie
to w tej chwili było teraz ważne. Ważne było, żeby znaleźć Sakurę. Nie czekając
ani chwili dłużej, wyciągnęła swój telefon i wybiła dobrze znany sobie numer.
- Gdzie
jesteś? - spytała zdenerwowanym tonem. - Podjedź pod Konohę, jak najszybciej. -
powiedziała i nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się, po czym zaczęła
kierować w stronę szkolnego parkingu.
Minęło zaledwie pięc minut,
a srebrne audi podjechało pod Liść. Hamasaki od razu wsiadła do samochodu.
- Co jest?
- zapytał Sasuke, który wyraźnie był zaniepokojny jej telefonem.
- Boję się
o Sakurę. Od wczoraj nie odbiera telefonu, dzisiaj nie było jej w szkole i nikt
nie wie, gdzie się podziewa. - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana.
- Jedziemy
na policję. - odparł szybko Sasuke i wyjechał na ulicę z piskiem opon.
No comments:
Post a Comment