Wednesday 19 June 2013

17. Nieświadomość.

          Czarny samochód sunął głównymi ulicami stolicy Japonii. Mężczyzna znajdujący się w środku samochodu uważnie lustrował infrastrukturę miasta, w którym się wychował. Kruczowłosy mężczyzna mógłby przysiąść, że Tokio prawie wcale się nie zmieniło od jego ostatniej wizyty, nie licząc kilku małych detali. Jednak w samochodzie nie przebywał sam, wraz z nim była jeszcze dwójka ludzi. Jego przyjaciele.  Kobieta i mężczyzna, którzy nie byli tylko partnerami w pracy, byli również partnerami życiowymi.
 - Zrobiliśmy tak, jak powiedziałeś, ale czy to trochę nie za wcześnie na twój przylot? - zapytała niebieskowłosa kobieta.
 - Niech mój braciszek myśli dalej, że wracam dopiero za dwa miesiące. Chce go troche poobserwować. - wyjaśnił starszy brat Sasuke.
 - Wiesz, że nie będzie łatwo zrobić to, co planujesz? Zwłaszcza że Madara nie wypuści Sasuke tak łatwo ze swoich rąk. - dopowiedział Pain, na co Itachi przytaknął zgadzając się tym samym z przyjacielem. Madara prędzej czy później dowie się, że jego starszy bratanek wrócił do kraju i z pewnością nie będzie zadowolony z tego powodu. Jednak to nie Madara, a Sasuke w tej chwili jest powodem do obaw. Sasuke, który nie do końca zna całą prawde na temat śmierci ich rodziców. Sasuke, któremu ponakładano wiele kłamstw do głowy, odkąd opuścił sierociniec.
          Samochód zatrzymał się na czerwonym świetle. Do ich celu pozostało zaledwie pietnaście minut. Itachi ponownie wyjrzał przez przyciemnioną szybę i niespodziewanie ujrzal coś, co go zaniepokoiło. Światła po raz kolejny zaczęły się zmieniać na kolor zielony. W tej samej chwili Itachi otworzył drzwi auta i szybko opuścił pojazd mechaniczny.
 - Itachi! - krzyknęła Konan, dostrzegając wyczyn kruczowłosego. Pain, który prowadził samochód, zatrzymał się na niedalekim poboczu, po czym wraz z dziewczyną ruszyli w biegu za przyjacielem, nie majac pojęcia, co spowodowało ową reakcję Itachiego. W międzyczasie Uchiha dobiegł właśnie do jednej z wąskich uliczek niedaleko stacji metra.
 - Radzę wam ją zostawić! - krzyknął, a jego donośny głos rozniósł się z echem. Tuż przed nim, różowowłosa próbowała bronić się przed trzema oprawcami. Jednak napastnicy byli o wiele silniejsi niż ona. Dodatkowo było ich trzech, a ona jedna. Nieznana Itachiemu nastolatka klęczała w tej chwili na ziemi. Z jej policzka sączyła się krew. Napastnicy musieli nieźle ją poturbować, gdyż na jej ciele już można było dostrzec liczne siniaki.
          Trójka napastników, słysząc nieznajomy głos, odwróciła się ku kruczowłosemu. Nie byli za bardzo zadowoleni z tego, że ktoś im przerwał. Na ich twarzach zawitały nieprzyjemne uśmieszki, po czym chwycili za metalowe rurki, które znajdowały się tuż obok nich. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyli na Uchihe.
W tej samej chwili tuż za kruczowowłosym pojawił się Pain wraz z Konan. Niebieskowłosa z zaskoczeniem wymieniła spojrzenie wraz ze swoim chłopakiem. Mimo iż dziewczyna, która klęczała kilka metrów przed nimi, była posiniaczona i poturbowana, nie było mowy o pomyłce, mimo iż widzieli ją tylko raz na dodatek w towarzystwie młodszego brata Itachi’ego, znali ją.
Kruczowłosy widząc, że napastnicy nastolatki nie tracą czasu, podwinął szybko swe rękawy i czekał na pierwszy ruch z ich strony. Widząc jak metalowa rurka leci tuż w jego stronę, złapał ją a następnie wyrwał z dłoni jednego z oprawców. Tuż obok niego pojawił się Pain, który również dołączył się do walki. W ciągu zaledwie pięciu minut, trójka napastników leżała na ziemi, półprzytomna. Itachi, który przycisnął swoją nogą jednego z nich, kątem oka spojrzał w stronę różowowłosej. Odetchnął z ulgą, widząc że Konan jest przy niej od jakiegoś czasu. Jednak gdy tylko podniósł się, nastolatka straciła przytomność, a jej ciało upadło prosto w ramiona niebieskowłosej.
 - Trzeba zabrać ją do szpitala. - oznajmił Itachi, który właśnie zmierzał w kierunku dwóch dziewczyn, a następnie wziął różowowłosą na ręce.
 - A z nimi co? - spytała Konan, również podnosząc się z ziemi.
 - Gdy się obudzą, będą znajdować się już w celi na komisariacie policji. - oznajmił srogo Pain, a w jego dłoni znajdowała się komórka z wybranym już numerem na najbliższy komisariat.
Itachi nie chcąc tracić czasu, zaczął kierować się w stronę samochodu, cały czas trzymając na swych rękach nieprzytomną nastolatkę. Tuż obok niego szła Konan wraz z Pain’em, który już załatwił sprawę z policją. Niebieskowłosa podbiegła bliżej auta, otwierając tylnie drzwi, by Itachi mógł położyć na nich nastolatkę. Dopiero teraz kruczowłosy, dostrzegł logo Liścia, na jej szkolnym mundurku.
 - Konoha. - mruknął cicho pod nosem. Jeden niby zwykły znaczek, a przywrócił wiele wspomnień.
Będąc już w samochodzie, Konan nie chciała trzymać tożsamości dziewczyny w tajemnicy przed Uchihą, dlatego też postanowiła się odezwać.
 - Nazywa się Sakura. Nazwiska nie znamy. - Itachi spojrzał na dwójkę przyjaciół znajdujących się z przodu samochodu.
 - Sakura... pasuje jej to imię. - powiedział kruczowłosy, odgarniając delikatnie kosmyk włosów z jej twarzy.
 - To nie wszystko. - dopowiedział Pain.  - Ona zna Sasuke. Ponoć bardzo dobrze.
 - Dziewczyna? - spytał Itachi, na co Konan wraz z brązowowłosym wzruszyli jedynie ramionami.
 - Ich relacje wyglądały na bardzo skomplikowane. - wyjaśniła niebieskowłosa. - Aczkolwiek Sasori’emu też się ona podoba, mimo iż sam ci się do tego nie przyzna. - Powiedziała ze śmiechem w głosie.
 - Zapowiada się ciekawie. - odparł Uchiha, a na jego twarzy zawitał szczery uśmiech.
 - Dojeżdżamy. - powiedział po chwili Pain, wjeżdżając na parking. Itachi przytaknął.
 - Poczekajcie tutaj, zaniosę ją na izbę przyjęć. Jak upewnię się, że wszystko z nią w porządku, wrócę. - powiedział, wychodząc z auta i kierując się na drugą stronę samochodu, z której ostrożnie wyciągnął nadal nieprzytomną Sakurę.
O dziwo w izbie przyjęć nie było aż tyle osób. Nagle ku niemu podbiegła pielęgniarka w krótkich ciemnych włosach.
 - Co się stało? - zapytała szybko, a następnie przyłożyła stetoskop do jej płuc.
 - Ktoś ją pobił. Znalazłem ją na ulicy. - wyjaśnił również szybko.
 - Proszę za mną! - rozkazała i skierowała się ku najbliższemu łóżku na izbie przyjęć.
Itachi chcąc położyć różowowłosą na szpitalnym łóżku, niespodziewanie natknął się na drobną przeszkodę. Nastolatka jedną ze swoich dłoni kurczowo trzymała się za jego koszule. Uchiha delikatnie rozluźnił jej dłoń, którą następnie ułożył wzdłuż jej torsu.
 - Długo jest nieprzytomna? - zapytała, wyciągając drobną latareczkę, po czym rozchyliła powieki różowowłosej i zaczęła jej świecić po szamaragdowych oczach.
 - Od jakiś dziesięciu minut. - odpowiedział, na co pielęgniarka przytaknęła. 
 - Proszę poczekać w poczekalni. Zaraz do pana wyjdę. - dodała po chwili.
Itachi zrobił tak, jak powiedziała. Wyszedł za parawan i usiadł w najbliższej poczekalni, czekając, aż pielęgniarka bądź jakiś lekarz udzieli mu informacji na temat stanu zdrowia znajomej jego brata. Swoją głowę oparł na dłoni, palcami zaczął uderzać o swoją nogą, niecierpliwiąc się. Po kilku kolejnych minutach dostrzegł dobrze znaną sobie postać, kierującą się akurat w jego stronę. Kruczowłosy przeklnął cicho pod nosem. To nie czas i miejsce na takie spotkanie.
 - Chodź ze mną. - powiedziała srogo wysoka blondwłosa kobieta. Uchiha niechętnie poszedł za nią do jej gabinetu, który znajdował się niedaleko parawanu, za którym przebywała Sakura.
 - Nic jej nie jest, Tsunade? - zapytał, gdy tylko białe drzwi zamknęły się za nim.
 - Wiesz kim ona jest? - spytała kobieta, zasiadając za swoim biurkiem.
 - Imię znam, ale jej nie. - odpowiedział, na co Tsunade zlusstrowała go bardzo dokładnie. - Możesz mi powiedzieć czy wszystko z nią wporządku? - ponowił swe pytanie.
 - Czemu cię to interesuje? - zapytała bardzo ciekawym tonem. Gdy dostrzegła kilka minut temu, jak Shizune zajmuje się nieprzytomną Sakurą, coś w niej się zagotowowało. Nie podobało jej się to wszystko.
 - Ponieważ to ja zauważyłem jak trzech dupków ją biło w jednej z uliczek, to ja ją uratowałem i przywiozłem tutaj! - warknął złowrogo. - Skąd w ogóle to pytanie? – zapytał, nie zmieniając tonu głosu.
 - Po kilku latach wracasz do kraju, a ona ląduje w szpitalu. - powiedziała ze stoickim spokojem.
 - Kim ona w ogóle jest? - zapytał, przeczuwając, że coś większego kryje się za wypowiedzią Tsunade.
 - Sakura Haruno. Wiesz co łączy jej rodzinę z twoją? - spytała retorycznie. – To, że data śmierci twoich i Sasuke rodziców jest taka sama jak data śmierci jej rodziców.
 Itachi zamarł na chwile. Pamiętał jak kiedyś przeglądał stare gazety, w poszukiwaniu wszystkich wzmianek na temat śmierci, czy raczej morderstwa jego rodziców, i przez przypadek natknął się również na jedną wzmiankę na temat śmierci pary dziennikarzy w wypadku samochodowym, z którego żywo wyszła jedynie ich kilkuletnia córka.
 - Jej rodzice dotarli do pewnych informacji, które mogłyby zaszkodzić twojemu wujowi na dobre. Do końca życia nie ujrzałby już świata innego niż więzienie. Madara boi się, iż to niczego nieświadoma Sakura jest w posiadaniu tych dokumentów. Cały czas po śmierci jej rodziców obserwował ją, nawet gdy opuściła niedawno sierociniec, kurator którego miała, był jego. Dlatego też od wczorajszego dnia ja jestem jej opiekunem. I nagle dzisiaj wieczorem ona ląduje na izbie przyjęć. - powiedziała.
Itachi westchnął ciężko – już rozumiał.
- Zapewniam cię, że tamci gnoje nie byli wysłani przez Madare, on wysłałby swoich osiłków, a nie osób starszych może rok albo dwa niż Sakura. A ja tym bardziej nie mam nic z tym wspólnego. I zapewniam cię, że Sakurze nie spadnie już włos z głowy, sam tego dopilnuje. Wróciłem do Japonii nie jako kolejny pionek mojego wuja, ale jako osoba która planuje wsadzić go za kratki do ostatnich jego dni. - wyjaśnił, po czym skierował się w stronę wyjścia z gabinetu.  Na twarzy Tsunade, zawitał drobny uśmiech. O dziwo wierzyła w słowa kruczowłosego.
 - Itachi. - zawołała. Uchiha spojrzał przez ramię na blondwłosą. - Nic jej nie będzie. Straciła przytomność ze zmęczenia. - kruczowłosy skinął, również z uśmiechem, i opuścił gabinet a następnie szpital, w którym ordynatorem była Tsunade.

Ayumi próbowała dodzwonić się przez cały wieczór do Sakury, jednak nikt nie odpowiadał. Zostawiła z setke wiadomości na poczcie głosowej, do tego błagające sms’y by odebrała swój telefon. Jednak nic nie przyniosło skutku. Sakura nadal nie odbierała telefonu. Ayumi po kilku godzinach wiszenia na telefonie, zasnęła na łożku z komórką przy uchu. Po zaledwie kilku godzinach snu, wstała z nadzieją, iż różowowłosa dała jakiś znak życia, jednak jej nadzieja była żmudna. Nie jedząc śniadania i nie czekając na swojego kuzyna, udała się do szkoły, mając nadzieję, że tam ją zastanie. Jednak gdy pierwszy dzwonek zadzwonił, zwiastujący rozpoczynajace się lekcje, jej nadal nie było. A Sakura nie jest osobą spóźniającą się na lekcje. Zielone oczy Ayumi, cały czas były skierowane w stronę drzwi, czekając tylko, aż Haruno wejdzie do klasy. Aczkowiek Sakura nie pojawiła się na żadnej lekcji. Gdy zadzwonił ostatni dzwonek czerwonowłosa nadal go nie usłyszała tylko nadal siedziała przy swojej ławce, z głową położoną na drewnianym blacie.
 - Ej, Ayumi, co jest? - spytał Naruto, podchodząc do niej wraz z Nakatsu.
 - Nic. - mruknęła.
 - Zawsze za kobiecym „nic” kryje się coś więcej. - dopowiedział szatyn.
 - Nie wymądrzaj się, Nakatsu. - odparła zła Ayumi, po czym wrzuciła swoje książki do torby i skierowała się w stronę wyjścia z klasy.
 - Ej, co jej jest? - zapytał Naruto przyjaciela, drapiąc się przy okazji po głowie. Nakatsu wzruszył jedynie ramionami w oznace kompletnej niewiedzy. Pierwszy raz widzieli, by Hamasaki zachowywała się w taki sposób. Jednak nagle, czerwonowłosa zatrzymała się przy drzwiach.
 - Tak przy okazji, zagram z wami w niedziele. - powiedziała, nie spoglądając w ogóle na nich, po  czym opuściła klase.
Naruto usłyszawszy wypowiedziane przez Ayumi zdanie, krzyknął ze szczęścia, a następnie rzucił się szatynowi na szyję.
 - Nakatsu! Jesteśmy uratowani! - krzyczał ze szczęścia.
 - Też się cieszę, ale nie musisz wrzeszczeć mi do ucha! - odkrzyknął dwa razy głośniej Otsuri. - W ogóle czy dzisiaj nie masz korepetycji z Hinatą? - spytał wskazując na zegarek.
Naruto jak oparzony oderwał się od przyjaciela, i popędził w stronę drzwi, mrucząc pod nosem, że Jiraya go zabije.

Ayumi doskanale słyszała jak Naruto cieszy się z jej decyzji, dotyczącej kilku następnych meczy. Jednak nie to w tej chwili było teraz ważne. Ważne było, żeby znaleźć Sakurę. Nie czekając ani chwili dłużej, wyciągnęła swój telefon i wybiła dobrze znany sobie numer.
 - Gdzie jesteś? - spytała zdenerwowanym tonem. - Podjedź pod Konohę, jak najszybciej. - powiedziała i nie czekając na odpowiedź, rozłączyła się, po czym zaczęła kierować w stronę szkolnego parkingu.
Minęło zaledwie pięc minut, a srebrne audi podjechało pod Liść. Hamasaki od razu wsiadła do samochodu.
 - Co jest? - zapytał Sasuke, który wyraźnie był zaniepokojny jej telefonem.
 - Boję się o Sakurę. Od wczoraj nie odbiera telefonu, dzisiaj nie było jej w szkole i nikt nie wie, gdzie się podziewa. - powiedziała jeszcze bardziej zdenerwowana.

 - Jedziemy na policję. - odparł szybko Sasuke i wyjechał na ulicę z piskiem opon.

No comments:

Post a Comment