Wednesday 19 June 2013

Prolog

[…] Wiosenne popołudnie. Słońce tego dnia dość hojnie obdarowywało swoimi promieniami mieszkańców Tokio.  Mimo iż była to pierwsza pora roku z cyklu chronologicznego to temperatura była dość wysoka. Dzień na pozór taki sam jak poprzednie, jednak dla dwójki sześcioletnich dzieci był to najgorszy dzień w ich krótkim życiu. Wczorajszej nocy stracili wszystko, co mieli a ich cudowne jakże życie w dostatku z rodzinną miłością przeminęły w ułamku kilkunastu sekund. Obie te sytuacje były niespodziewane. Jednak zwykły śmiertelny wypadek samochodowy nie był za bardzo nagłośniony a informacja w gazecie zajmowała jedynie drobny skrawek kartki papieru. Natomiast z drugim przypadkiem było całkiem inaczej. Już od samego rana paro milionowe miasto huczało od świeżych informacji dotyczącej tego, co w nocy wydarzyło się w posiadłości premiera Japonii. Najstarszy syn wybił z zimną krwią niemalże całą swą rodzinę, oszczędzając jedynie swego młodszego brata, który na własne oczy widział jak giną jego rodzice. Niektórzy nie mogli uwierzyć, że to wydarzenie miało naprawdę miejsce. Lecz to była nieszczęsna rzeczywistość, której już nikt nie jest w stanie zmienić. Owy chłopczyk cierpiał jak nigdy dotąd. Jeszcze wczoraj żył w kochającej się rodzinie a dziś jest już zupełnie sam na tym okrutnym świecie. Nie zdawał sobie sprawy, że niedaleko niego pewna dziewczynka cierpi tak samo jak on. To właśnie jej rodzice zginęli w nocy w owym wypadku samochodowym, z którego ona ledwo, co przeżyła. Jednak pewnie gdyby nie pewni ludzie, którzy wydostali ją z płonącego wraku jej już także by nie było na tym świecie…
Dwa samochody z przeciwnych dla siebie stron zmierzały właśnie w stronę pewnej placówki, których w tym mieście nie było za dużo. Dla dwójki sześcioletnich dzieci, które znajdowały się w innych autach ta podróż ciągnęła się wiekami. Dla nich beztroskie życie zakończyło się a nadeszły czasy samotności i niepokoju. Po kilkunastu minutach oba pojazdy mechaniczne zatrzymały się niemalże o tej samej porze pod dużym gmachem miejscowego sierocińca. Ze srebrnego samochodu wyszła młoda kobieta a tuż za nią mała różowowłosa dziewczynka o szmaragdowych oczach, z których zniknęły iskierki radości, natomiast z czarnego pojazdu wyszedł wysoki mężczyzna o dość umięśnionej budowie ciała a po chwili za nim wyszedł mały chłopczyk o hebanowych włosach i oczach tego samego koloru. Dorośli posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym skierowali się w stronę wejścia. Przestraszona dziewczynka momentalnie złapała się dłoni kobiety, do której zdobyła już jako takie zaufanie. Trzymała się kurczowo jej spódnicy w obawie przed nowym miejscem, gdzie jak się dowiedziała jest zmuszona zamieszkać przez jakiś czas. Jej zapłakane oczy rozglądały się po okolicy w poszukiwaniu swych rodziców, chcąc ich jeszcze raz ujrzeć by ją stąd zabrali i powiedzieli, że to zwykłe nieporozumienie. Jednak zamiast tego dostrzegła małego chłopczyka spoglądającego w jej stronę z pierwszego piętra owego budynku. Jego lazurowe tęczówki były nawet tu gdzie stała bardzo widoczne, lecz gdy dostrzegła uśmiech na jego twarzy zastygła w bezruchu. Jak można być wesołym, gdy się żyje bez rodziny w domu gdzie są sami obcy ludzie? Nie rozumiała tego… ale jego uśmiech dodał jej otuchy… Przetarła swą dłonią zaschnięte łzy i pociągła nosem niechcąc już płakać. Kruczowłosy przyglądał się jej bacznie. Czyżby była w takiej samej sytuacji, co on? Nie to nie możliwe… On to widział… Na własne oczy… Niemogła przeżywać i czuć tego samego, co on. Mimo iż jego twarz nie wyrażała żadnego uczucia i nie była czerwona od płaczu tak jak jej, to również cierpiałw duszy. Jednak nie potrafił już okazywać swych uczuć… […] 

1 comment:

  1. okej.. ^^
    zainteresowana.. xD
    idę chłonąć dalej :3

    ReplyDelete